Jeden film i milion kłopotów, czyli o szaleństwie filmowania sprzętu kuchennego

Kiedy zaczynaliśmy naszą przygodę z e-video w naszym sklepie www.smakprostoty.pl, wszyscy chcieli nas odwieść od tego pomysłu. „Po co wam tyle roboty?” – pytali. My, jak zwykle uparci, wiedząc swoje, chcieliśmy zmienić sklep internetowy w przestrzeń, której można wierzyć podwójnie, m.in. z tego powodu, że ma u siebie towar pokazany na żywo. Bo bardziej, niż pokazać go w samym filmie, na „żywo” zaprezentować się go, na razie w Internecie, nie da.

Od początku filmowania, które zaczęło się w roku 2008, zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie ani łatwo, ani różowo. Rzeczywistość potwierdziła tylko nasze obawy.

Śmieszne wydaje nam się teraz, z perspektywy lat, to wszystko, co przeszliśmy z naszym e-video na samym początku. Zakup kamery, światła i wszelkiego sprzętu do studia, choć wymagający sporych nakładów, okazał się zaledwie uroczym początkiem długiej i wyboistej oraz, co tu kryć, krwawej, drogi. Choć w naszej filmującej grupie od początku był ktoś, kto kiedyś pracował w telewizji, na wiele nam się jednak nie przydał, bo nijak nie potrafił nam podpowiedzieć, jak mamy ustawić światło, jak montować materiał, jak szykować scenariusz, żeby film nie trwał półtorej godziny.

 

Filmowanie doskonałego, kuchennego sprzętu jest prawdziwą frajdą i wyzwaniem

 

Straszliwie długie i piekielnie nudne produkcje

Tworząc pierwsze filmy, nakręciliśmy tyle materiału, że starczyłoby na pół Filmoteki Narodowej. Kiedy go nasz wielce uczony spec od montażu wreszcie jakoś obrobił i zmontował na komputerze, który działał niemal na korbę, wszyscy się przy projekcji pospali, bo film o nożach trwał dobre 40 minut. I był, co tu kryć, najnudniejszym dziełem filmowym, jakie, jako zapaleni od lat miłośnicy kina, widzieliśmy.

Po zmontowaniu naszych kilku pierwszych produkcji pocieszaliśmy się, że uzbekistańskie off-owe kino drogi być może by je jakoś zaakceptowało. Nasze wczesne produkcje były perfekcyjnymi ślimako-gniotami, w których nasz spec opowiadał o dokumentnie wszystkim, co na dany temat wiedzieliśmy. Scenariusze liczyły sobie kilkadziesiąt stron. Wszystko to było, generalnie rzecz biorąc, straszne.

Szczęściem, nie przyszło nam do głów, by filmy światu pokazać. Nadal siedzą w komputerze, by pobudzać nas do nostalgicznego śmiechu.

 

Oświetlenie - to przerosło wszystkich

Przy pierwszych próbach filmowania okazało się, że oświetlić tło i prezentującego w studio to jakaś nadludzka sprawa. Zamyślaliśmy, biegając z obłędem w oczach ze światłem po całym pomieszczeniu, czy nie podpisać cyrografu z szatanem, żeby nam pomógł plan jako tako doświetlić. Kamera, nawet całkiem przyzwoita, na dworze kręciła piękne filmy, a w studio wysiadała. Prezenter wyglądał, jakby go świeżo trzy odmiany tyfusu dopadły. Na nic make up, na nic prośby i groźby w kierunku montażysty. Te filmy były stuprocentową hańbą na łonie internetowego e-video.

 

Gdzie to nie byliśmy, czego nie widzieliśmy

Wtedy zaczęły się poszukiwania, wizyty w profesjonalnych studiach, kręcących filmy reklamowe, podpatrywanie, gdzie i kiedy się tylko dało, jak to się robi. Staliśmy się maniakami telewizji, którzy rozkładali każdy program na czynniki pierwsze. Kiedy już opanowaliśmy kwestie techniczne, doszedł problem, jak film, zmontowany w nadzwyczaj skomplikowanym, jak na tamte czasy, programie, który pokonał nasz nadzwyczaj zdolny kolega, wrzucić do sklepu. Tu nastąpiły kolejne, długie miesiące spędzone na tworzeniu autorskiego programu, który pozwoli nam filmy w sklepie pokazywać. I to pokazywać tak, żeby się nie ściągały godzinę. A wtedy w Polsce szybki Internet dopiero się kształtował. Wielu korzystało z kwiczących modemów, albo z łącz pół-megowych. W takich czasach zaczynaliśmy.

 

Krojenie nożami z Japonii staje się nałogiem

 

Ewoluujemy

Teraz, kiedy Internet hula, video w sieci to sprawa codzienna i powszednia, jest prościej. Niemniej – samo stworzenie nawet krótkiego filmu, który jako tako będzie wyglądał, wymaga wielu sił i sporego zespołu. Co nas na pewno bardzo cieszy, to fakt, że każdy klient, który obejrzał film, czuje się wiele bardziej przekonany co do sensowności zakupu oraz używania sprzętu. Czyli e-video spełnia w naszym sklepie, www.smakprostoty.pl, swoją rolę. Cenią nas za filmiki światowi producenci, jako że często nasze filmy są pierwszymi na świecie. To daje ogromną satysfakcję.

Nasze filmowanie cały czas ewoluuje. Szykujemy już potężny projekt, który odmieni postrzeganie sklepu internetowego naszej branży. Ale – o tym kiedyś. Na razie niech projekt pozostanie owiany tajemnicą.

 

Wpadki

Pisząc o tworzeniu filmów dla sklepów e-commerce, nie ma sensu wchodzić w szczegóły techniczne, których jest mnóstwo, nie ma sensu opisywać procesu tworzenia filmu. Napiszemy za to o śmiesznych sytuacjach, których, mimo dużego już doświadczenia (a mamy gotowe już ponad 200 autorskich filmów powstałych w zaledwie 3,5 roku), ciągle jeszcze nam się przydarzają.

Mimo iż na planie jest zawsze kilka osób, a kamerzysta wpatruje się w monitor, jak zaczarowany, naście tysięcy razy przyszło nam powtórzyć nawet udaną, scenę, bo ktoś nie zabrał ze stołu zupełnie zbędnego tam elementu, czy sprzętu. Prowadzący ma przed sobą noże, o których mówi, a obok leży potężna, żółta wkrętarka do śrub, która była przed chwilą używana. I – co nadzwyczajne – nikt przez całe filmowanie jej nie widział. Wybiórczy mózg robił nam nie raz taki numer.

Zdarza się, że w trakcie kręcenia do studia wpadnie nasz biurowy pies i z radością wspina się na stół, na którym akurat specjalista od żywienia kroi mięso. Między innymi z tej przyczyny do dziś nie powstała trzecia część Video Szkoły Krojenia, poświęcona krojeniu, porcjowaniu i filetowaniu różnych gatunków mięsa. Dwie pozostałe tyczyły się warzyw, więc pies pozwolił je skończyć.

Nagminnie zdarza się, że ktoś nie wyłączy komórki, mimo wiszącego nad drzwiami napisu. Kiedy już wszyscy mają serdecznie dość, są nieludzko zmęczeni, zgłuszeni i chcą iść spać, nagle – zawsze na finale kręcenia – rozlega się czyjś telefon.

 

Ile trzeba sił, by stworzyć filmową szkołę gotowania, wie te, kto godzinami stał przed kamerą

 

 

Cisza na planie!

Przyczajone w kącie muchy, osy i inne latawce, które przez całe godziny kręcenia siedzą cicho i kamuflują się, wylatują z ukrycia i siadają na obiektywie kamery. I po robocie. Ekipa bierze ścierki w garść i biega za muchą, bo złośliwa nie da się ze studia wygonić. Takie drobiazgi zdarzają się non stop.

Mamy szczęście mieć studio w bardzo zacisznej dzielnicy. Oczywiście, kiedy mozolnie zwołamy ekipę, kiedy jesteśmy gotowi do działania, ktoś, z zupełnie niewiadomych powodów zaczyna używać pilarki, wypełzają skądś panowie kosiarze trawy, albo wyje wściekle alarm czyjegoś samochodu.

 

Ciągle coś staje na przeszkodzie

Padająca w trakcie nagrania elektronika, wysiadający mikrofon, prąd, który robi sobie przerwę, itp. – to codzienność w tak czy tak niełatwym filmowaniu. Trzeba cudu, żeby się coś po drodze nie zdarzyło, nie zepsuło, nie przeszkodziło.

A kiedy już wszystko idzie doskonale, zdarza się, że nieświadoma niczego część ekipy pożera rekwizyty. Pięknie wypolerowane owoce leżały na paterze, do filmu, rzecz jasna przygotowane. Montażysta zabrał je do siebie i zrobił z nich użytek, bo był głodny. I jak się tu na niego gniewać?

Ktoś siedział godzinami i mozolnie przygotowywał misterne konstrukcje z warzyw, żeby pokazać zagadnienie tzw. food designu. Też cała praca poszła na marne, pożarta przez chciwców. Wtedy przychodzi chęć, by tym wszystkim rzucić w kąt. Ale zaraz pojawia się myśl, że jednak trzeba filmować dalej, bo to jeden z tych elementów naszej codzienności, bez której już nie możemy się obyć.

 

Wielka telewizja

W październiku 2012 roku mieliśmy szansę gościć w telewizji. To prawdziwa korporacja, dziesiątki ludzi do jednego, nadawanego na żywo programu, sprzęt za ładne kilka milionów złotych, dekady doświadczeń, fura specjalistów – każdy od czegoś. Wtedy, spoglądając z dość obiektywnym dystansem na swoje poczynania, doszliśmy do wniosku, że przy naszych mikroskopijnych możliwościach, w porównaniu z profesjonalną telewizją, robimy dużo dobrego.

Ciągle mamy i czujemy niedosyt. Non stop inwestujemy w rozwój naszego studia. I kiedyś, być może za lata, stworzymy niewielką, ale całkiem prawdziwą telewizję kulinarno-livestyle’ową. I, co nas cieszy, jesteśmy na dobrej drodze, by wreszcie tego dokonać.

 

Tych Państwa, którzy rozumiejąc ideę robienia najlepiej, jak się da tego, co się robi, zapraszamy do przeczytania pozostałych tekstów dotyczących naszej, wypełniającej idei życie.

 

Dział PR Grupy Nas Troje

Zdjęcia: Staub

www.prestizowakuchnia.pl

 

Szukaj nas tutaj:

 

 

                

Artykuły powiązane

Garnek w garnku szybko gotowany, czyli turbo-szybkowar

Wojujący z polskimi kulinarnymi absurdami Kuchenny Inkwizytor bez litości rozprawia się z szybkowarem, uroczą panią redaktor i tym, którzy usiłuje ugotować garnek… w garnku.

Truflowe oblicze żeliwnych garnków Staub - kolekcja White Truffle

Współczesne naczynia mają być maksymalnie uniwersalne i funkcjonalne. Najlepiej, by służyły na każdym typie kuchenki, jak i w piekarniku. Czytaj o żeliwnych garnkach White Truffle Staub.

Czy dobre gotowanie musi być drogie?

Jeśli ktoś życzy sobie zdrowo gotować, musi liczyć się z wydatkami – nie tylko na zdrowe produkty, ale, przede wszystkim, na doskonałej jakości sprzęt kuchenny

Teakowy dom w kratkę - urocza seria Pantry marki Skagerak Denmark

Duńska marka Skagerak, mistrz form powstałych z drewna teakowego, kusi kochających swoją kuchnię uroczymi akcesoriami – w drewnianą kratkę. Oto, co potrafią mistrzowie.

Porcelana Revol, która działa na indukcji. Słyszeliście o czymś takim?

Mimo że płyty indukcyjne są niezwykle popularne, niektóre typy naczyń nie potrafią do dziś z nimi współpracować. Poczytaj o marce Revol, która zmusiła porcelanę do działania na indukcji.

Żeliwne patelnie do naleśników - dla łasucha i niejadka

Wybór odpowiedniej patelni do smażenia naleśników może zawęzić się do patelni z francuskiego, nieprzywierającego lub szwedzkiego, naturalnego żeliwa.
}