Kuchenny Inkwizytor, wbrew rozsiewającym kalumnie i potwarze zawistnym złośliwcom, też człowiek i jeść musi. Wybrał się, Bogu ducha winien, nie przeczuwający, co go czeka, do marketu, co się chce ogłosić „hiper”. Nudząc się przepiekielnie w kolejce do kasy, zaglądał niedyskretnie w koszyki współstojących. I ujrzał obrazek następujący.
Małżeństwo, po 40-stce, ubrane ładnie, gustownie, markowo, patelnię z koszyka dobywa i kładzie ją na taśmie. Kobita kasowa łap za patelnię i buch ją na wagę. Wtedy Wielki, a nieodporny na takie widoki, Inkwizytor Kuchenny zamarł z ręką w… koszyku. Własnym, rzecz jasna. Jak strzelony kuchennym piorunem przez bóstwa kulinariów, z oczami wytrzeszczonymi jak u andersenowskich psów, wysłuchał wyceny patelni na kilogramy! Owa paskudnie-niebiesko-aluminiowo-teflonowo-bakelitowa zmora kuchenna kosztowała 17 złotych polskich współczesnych. Kuchenny Inkwizytor zamienił się - z przerażenia i zdumienia - w słup soli i do dziś stałby w markecie-hiper, gdyby nie wynieśli go stamtąd zapamiętali wyznawcy wielkich, a jadowitych nauk Jego.
„Szaleńcy Wy moi kochani!!!” – taką apostrofą zaczyna się wykład Kuchennego Inkwizytora na temat patelni, który po sobie zostawił, tchnięty iskrą bożą, w przeświadczeniu, że to jego, pewnie, ostatni tekst.
„Rodacy oszalali w oszczędności! Co czynią gęby wasze, w które wpychać będziecie trujące, jadowite, aluminium ociekające, teflonem najgorszej próby zwędzone mięsiwo? Co czynicie sobie i swojemu żołądkowi, co robicie dzieciom i potomkom swym, tego na wołowej skórze, zdartej z wołu ofiarnego największego i najtłustszego, spisać by się nie dało.”
Tu Inkwizytor pióro zawiesił i dalej do nas przemawiać zaczął, jego mowę spamiętawszy, tu przytoczymy. I ryknął wielkim głosem:
Co w Polakach takiego, jakiego szaleju się najedli, jak idiotyczne jest polskie rozumowanie, że patelnię za 17 zł ktoś z przyjemnością kupi, bo oszczędził furę pieniędzy i na dodatek radość ma, że nowa jest?!!!! Nie dociera do niego to, że kupił sobie nie patelnię, ale „śmiertelnię”, że ten aluminiowy twór z rakotwórczą, palącą się, a podobno „nieprzywierającą powłoką” jest tylko pośredniczącą warstwą między palnikiem gazowym, czy płytą kuchenki, a mięsem, którym się będzie truł?
Lepszy efekt dałoby smażenie mięcha na patyku nad gazem. Wiele zdrowiej by było skropić je benzyną i podpalić, aż się ładnie zrumieni, niż posługiwać się w kuchni takim z założenia jadowitym kawałkiem aluminium z teflonem najgorszej próby. Koszt produkcji takiej „śmiertelni” – skoro w markecie życzą sobie za nią 17 zł – można wycenić na jakieś max 2 zł. Po drodze – miedzy tzw. producentem (którego należałoby oficjalnie nazwać mordercą i którego produkty trzeba by wysłać w czarną dziurę, żeby nie zaśmiecały Ziemi), jest kilku pośredników, logistyka, magazyny, transport morski i lądowy, itp. I ktoś coś takiego, dla siebie, nie dla zagorzałego wroga, kupuje?!!!
Dlaczego w takim razie niemal wszyscy Polacy wzdragają się, jak jeden mąż, przed jeżdżeniem gruchotem wartym 500 zł? Ludzie akceptują samochody za kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy, kupują drogie ubrania, koszmarnie drogie komórki. I nikt nie dziwi się tym – dziwnym, w gruncie rzeczy – faktem. Dziwnym wtedy, gdy zestawi się go z zakupami „śmiertelni” za naście złotych. Internet aż się trzęsie od informacji o szkodliwości tego typu wynalazków. Telewizja mówi o tym głośno. W latach 80-tych XX wieku mówiło się o zagrożeniach, jakie niesie ze sobą teflon.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że tragicznej jakości teflon, którym musi być pokryta „śmiertelnia” za 17 zł, jest rakotwórczy. Zawarte w nim związki chemiczne nie są w stanie rozłożyć się przez setki!!!!!!!!! lat. Zawarte w teflonie kwasy zabiją nawet najodporniejsze bakterie i wirusy.
Ale, gdyby powiedzieć takim małżonkom kupującym „śmiertelnię” i wsiadającym do wypasionej fury za 200 000 zł, że dobra patelnia kosztuje nawet kilka stów, wydzięciołowaliby sobie dziury w czole, waląc w nie paluchem wskazującym.
Dziwaczna sprawa – ciągle jeszcze to, co gości w polskiej kuchni, może być podłej jakości, tandetne, czy najgorszej próby. Zaczynam podejrzewać, że da się bez kłopotu wyposażyć całą kuchnię za 150 zł. Markety w wersji „hiper” w tym bardzo pomogą. Nikt nad tym nie panuje, co market rzuci na półkę. Sanepid tam nie zajrzy, PZH nie dotrze, WHO nie ma o tym pewnie bladego pojęcia. Nawet, gdyby się tam zjawili, padliby trupem z przerażenia, więc z interwencji siły wyższych, nici. Taki handel „śmiertelniami” to zbrodnia przeciw ludzkości.
Ale, ale!!! Chyba pojąłem właśnie istotę rzeczy, oszczędzania na sprzęcie kuchennym i jedzeniu. Wszystko, co z tej oszczędności zostanie, będzie na bardzo, bardzo wypasiony nagrobek. Requiescat in pace, Rodaku „od śmiertelni” za 17 złotych.
Żeby podkreślić zgrozę, by zaakcentować wielkie oburzenie wobec trującej „śmiertelni” na kilogramy, artykuł ilustrują najznakomitsze technologicznie, najdroższe i najzdrowsze w użytkowaniu patelnie najsłynniejszych producentów. Chwała im za to, że dbają o ludzką świadomość i zdrowie. Złośliwie dodam, że te genialne technologie dedykowane są, nade wszystko, Zachodowi, bo na Polakach producentom nie bardzo zależy. Przynajmniej na razie. Pytanie, czy kiedyś będą mogli doczekać się aprobaty swoich genialnych, sprawdzonych, przebadanych i opatentowanych technologii, skoro 99% Polaków wytrują „śmiertelnie” sprzedawane na kilogramy?
Ave śmiertelnia!
Jeśli życzą sobie Państwo przeczytać pozostałe teksty z teki Kuchennego Inkwizytora, zapraszamy TUTAJ.
Krystian Wawrzyczek, Kuchenny Inkwizytor roniący przesolone łzy nad zabójczym projektem „Śmiertelnia w każdym polskim domu”
Zdjęcia: Demeyere, Zwilling
Szukaj nas tutaj: