Z japońskimi nożami, szczególnie tymi z wyższej półki, mam do czynienia tak długo, bo ponad 20 lat, że często muszę sobie przypominać, iż Klient, z którym rozmawiam, może nie mieć pojęcia, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Czasem ktoś, przezornie, przed zakupem japońskich noży dzwoni z prośbą o radę. Przezornie, bo w czasie rozmowy wychodzi na jaw pewien istotny problem – wielu ludzi boi się ostrych noży. Taki lęk kryje się czasem gdzieś w głębi podświadomości. Kiedy dochodzi do decyzji o zakupie, strach się ujawnia. I wtedy trzeba uzbroić się w rozsądek i, wg mnie, słuchać intuicji.
Czy jest się czego bać?
Dla kogoś oswojonego z japońskimi nożami, które nie wybaczają błędów i kroją, co napotkają na drodze (marchewkę, grzyby, palce, pomidory, palce, itp.) kwestia ich ostrości i dzikości jest czymś kompletnie naturalnym. To tak, jakby pszczelarza pytać, czy go żądlą pszczoły. Pewnie nawet już na to nie zwraca uwagi. W moim przypadku tak samo jest z kwestią ostrości noży. Tępy nóż? Coś takiego w mojej kuchni, głowie i słowniku nie istnieje. Owszem, nie raz składam daninę z krwi moim ukochanym nożom, nie tylko tym całkiem nowym. Wystarczy czasem moment dezorientacji, a nóż już korzysta z okazji i chętnie toczy krew. Wybaczam to jednak japońskim nożom, bo taka ich natura. A to, że nie uważam, to moja wina.
Jednak fakt, że można się bać japońskiego, piekielnie ostrego noża, nie budzi we mnie obecnie zdziwienia. Twierdzę, że bać się go choć trochę należy, bo inaczej traktuje się go bez należytego szacunku. A to się zawsze zemści.
Dlatego cały czas kształcę w sobie niełatwą sztukę empatii - mocnego rozumienia obaw Klienta, który szczerze mówi, że, choć japoński nóż zapadł mu w pamięć i nie potrafi się od jego wizji uwolnić, boi się, czy sobie z nim poradzi.
Czy jest się sens na siłę przekonywać?
Wiele lat temu byłem w stanie kruszyć kopie, byleby tylko udowodnić wyższość japońskich noży nad innymi ostrzami tego świata. Ale, że z wiekiem przybywa mądrości, uważam, że na siłę przekonywać nikogo nie należy. A ja tym bardziej nie mam ochoty nakłaniać moich Klientów do noży, które mogą przerażać.
Jeśli ktoś czuje uraz do tego, co ostre, bo kojarzy mu się to z potencjalnym niebezpieczeństwem, krwią, czy bólem, nawet jeśli ta wizja jest wyolbrzymiona, sens zakupu japońskiego noża mija się z celem. Przecież nie chodzi o to, by nóż leżał w pudełku, byś obchodził go łukiem, czy z niechęcią i rozczarowaniem myślał o źle wydanych pieniądzach.
Jak to jest z tym strachem?
Są tacy, którzy, wbrew podszeptom własnej intuicji i moim sugestiom decydują się na piekielnie ostry japoński nóż, bo chcą się oduczyć strachu przed ostrzem. Czasem to trafiona decyzja, czasem jednak nóż okazuje się być super prezentem dla kogoś, kto się go nie będzie bał.
Są też tacy, którzy nie potrafią przełamać w sobie tej obawy, a na nóż mają piekielną ochotę. I tu trzeba im przyjść z pomocą, wyjaśniając, że mogą kupić w zamian coś naprawdę dobrego, a nie tak wściekle ostrego. To Klient jest w tym momencie najważniejszy, a moje preferencje jako sprzedającego i używającego japońskie noże schodzą na dalszy plan. Twierdzę, że lepiej mieć dobry, europejski nóż, który posłuży dzielnie latami, niż zmagać się z tym, co budzi opór.
Prawdziwy, japoński nóż musi być ostry. Inaczej to tak, jakby kupić super sportowy samochód, prawdziwie wypasioną brykę, która ma pod maską 30 koni. Jeśli ktoś, upierając się przy zakupie japońskiego noża, zdecyduje się na coś z najniższej półki, na pewno się rozczaruje. Bo takie noże nie bardzo kroją i nie chcą dać się naostrzyć.
Krystian Wawrzyczek, specjalista z zakresu żywienia, technik i technologii kulinarnych
Zdjęcia: Zwilling
Szukaj nas tutaj: