Od czasu do czasu dostaję palpitacji inkwizytorskich. Inkwizytor spokojnym jest i cywilizowanym na siłę, ale zdarza się, że opanowuje go legendarny duch wścieklizny, para leci mu z uszu, a wytrzeszczone oczyska, nabiegłe krwią, miotają pioruny. Inkwizytor dostaje pomroczności i nie odpowiadałby za siebie, gdyby z delikwentem budzącym w nim smoka stanął twarzą w twarz. Ale, że stoi z nim telefon w telefon, słuchawka w słuchawkę, jadem na podłogę natryska, a do rozmówcy z rodziny braci-analfabetów uprzejmie gaworzy, jak do niemowlęcia całkiem świeżego.
Pora wyjaśnić przyczynę wielkiego, inkwizytorskiego gniewu. Zdarza się, niestety, że w kraju nad Wisłą, co któryś statystyczny nie czytuje instrukcji obsługi sprzętu, który kupuje. Problem, bo współczesne, doskonałe, np. żeliwne garnki, czy japońskie noże też mają swoją instrukcję, co pokolenie granatem osadzonych w PRLu do zdziwienia kompletnego doprowadza. Nie moja to wina ani moja fanaberia, że i nóż i garnek doskonały swoje wymogi mają. Nie moja to też wina, że zepsuć je można. Zepsuć, mówiąc w języku statystycznych, „w tri miga”.
Odbieram telefon, z reguły w porze albo inkwizytorskiego śniadania, czyli poranku bladego, albo nocą już ciemną, gdy się Inkwizytor w pościeli mości i szlafmycą łysą czaszkę otula. 23.20, a tu o pomoc wołają. Inkwizytor, jako człek współczulny i na ludzkie niedole ogromnie wrażliw, telefon odbiera, a tu słyszy ze słuchawki: „Panie, k…, nóż mi się wyszczerbił, japoński. Ja ino tylko raz w kość przywalił, a on się zepsuł”.
Inkwizytor, z kulturą obyty, na dictum takie grzecznym „dobrym wieczorem” pozdrawia, kalumnię obok ucha przepuszcza i pyta słodko, bo jeszcze wrażliwość w nim nad barbarzyńską naturą zwycięża, czy rozmówca jego instrukcję przeczytał, coby nożem japońskim, doskonałym, kości nie kroić, czy słoików i puszek nie otwierać. Po ciszy w telefonie wymownej wszystko wiadomo. Analfabeta statystyczny kupił nóż wyśmienity, ale potraktował go jak nóż z blachy, którym kroił całe życie. I efekt jest. Pretensje zostaje mieć do siebie, bo żaden producent takiego noża na gwarancję nie weźmie i go nie wymieni, bo go statystyczny popsuł, o czym się producent po pierwszym rzucie oka dowie.
Skoro nigdy wcześniej nie było instrukcji do noża, znaczyć to musi, że nóż obsługiwać każdy umie. Problem, że jednak nie każdy.
Jeśli ktoś atakuje dobrym nożem pokrywkę słoika z kiszonymi ogórami, wbija japoński nóż w puszkę i traktuje go jak wojskowy niezbędnik albo miota nim o podłogę w szale, bo się papryka krzywo pokroiła, albo z lenistwa i ignorancji wrzuci go do zmywarki, czyli zaprzeczy wszystkim zasadom, którym trzeba się podporządkować, sam sobie winien. To, że instrukcja jak byk przy każdym nożu siedzi, tego widzieć nie trzeba. Nóż, jak działa, każdy przecież wie.
To samo się tyczy doskonałych garnków i patelni. Patelnie z naturalnego żeliwa nie mogą być myte płynem do naczyń. Nigdy. W zmywarce też ich zamykać nie wolno. Ale, co tam będzie gadał jakiś cieć w filmie, co tam będą pisać bzdury, co się tam statystyczny instrukcją producenta przejmować będzie. Wymyje jeden z drugim, jak dotąd mył, bo mył w nieśmiertelnym Ludwiku, coby bakterie wymordować. I kiedy się analfabecie ryby z żeliwa wypranego w płynie do naczyń, czy w zmywarce, zachce, żre rybie truchło i bańki kolorowe nosem puszcza.
Niech sobie puszcza, ile wola, ku radości potomstwa i wnukostwa, ale niech uprzejmie do Inkwizytora rankiem i nocą nie dzwoni, że mu jedzenie z żeliwnej patelni płynem cuchnie i cośmy mu to, w związku z powyższym, nieborakowi, nieuczciwcy sprzedali. A sprzedali doskonałą patelnię, która wytrwa całe dekady pod prostym warunkiem, że nie trafi na kuchenkę idioty-analfabety.
Śmieszy mnie wielce to, że nad upragnionym telewizorem, przez lata wyczekiwanym, siedzieć będzie analfabeta statystyczny przez miesiąc z instrukcją właśnie. Ale – kiedyś, dawno, metodą psów Pawłowa wielu, nauczyli statystycznego, że sprzęt z kablem, czyli taki, co się go do kontaktu wciska, instrukcję mieć musi i czytać ją trzeba. A jeśli z kolei nie wytłumaczyli mu w zamierzchłym dzieciństwie, że coś, co instrukcji nigdy nie miało, posiąść ją nagle może, wtedy wysiada statyczny jeden z drugim. Przegrzewa się biedak na myśl, że o używaniu noża, patelni, czy garnka ma czytać. Ło, la Boga! Jakiś to szatański pomysł.
Jeśli życzą sobie Państwo przeczytać pozostałe teksty z teki Kuchennego Inkwizytora, zapraszamy TUTAJ.
Krystian Wawrzyczek – Kuchenny Inkwizytor, który, metodą pozytywistów, najpierw kazałby statystycznemu test z alfabetu zdać, a potem noże, garnki i patelnie by mu kupować pozwolił
Zdjęcia: Skeppshult, Grupa Nas Troje
Szukaj nas tutaj: