O barszczu, co zeżarł dno

Nabiłem sobie ostatnio guza w haniebnych i zupełnie idiotycznych okolicznościach. Padłem ofiarą podłego, wymierzonego przeciwko Inkwizycji Kuchennej oszustwa. Padłem też ofiarą własnej, wścibskiej ciekawości. Odwiedzając market-hiper w celu dopełnienia jakościowo-ilościowego lodówki, z lubością przechadzałem się wśród półek ze stosami stalowych garnków. Na pozór, co mnie wyraźnie ucieszyło, wyglądały całkiem sobie i przyzwoicie. Sprawiały wrażenie masywnych i potężnych. Siedziały w wieży, czyli wstawił je ktoś jeden w drugi, ku oszustwu powszechnemu. Cena niewysoka kusi, stal się ładnie błyszczy, a w niektórych miejscach nawet eleganckim matem czaruje.

 

Wyśmienitej jakości stalowe naczynia Demeyere mają aż 30 lat gwarancji

 

Uchwyty też niczego sobie, dość solidne, długie, nawet na męską, inkwizytorską łapę karzącą odpowiednie. I zadrżało we mnie, Inkwizytorze, radośnie serce, bo wreszcie przyjdzie czas, by o markecie-hiper parę słów dobrego napisać. Będą się maluczcy dobrymi garami cieszyć mogli, na święta akurat jak znalazł.

Rękę wyciągam ciekawie i skubię gar, coby go ze stosu wyliberować. Nauczony doświadczeniem ze stalowymi garnkami marki Demeyere, zapieram się, nadymam, naprężam mięśnie, jak rasowy sztangista, bo tu garnek 5-litrowy waży swoje, jakieś 3 kilo lub więcej. A tu, jak Filip z konopi, gar na mnie znienacka wyskakuje, jak z procy wyrzucony i prosto w czoło wali Inkwizytora. Sam się o mało garem nie znokautowałem. Guz wielki na środku czoła, lud w radościach poskładany w pół, że się wreszcie złośliwcowi, co to jady wyrzuca kuchenne, dostało, a ja stoję jak słup soli z garnkiem 5-litrowym w garści, który waży ledwie jakieś… 20 deko! „Bogowie kuchenni!” – apostrofuję w duszy – „Coż to za wydmuszkę stalowo-wielkanocną market-hiper nieświadomemu ludowi wciska?!”

Podziwiam tłoczoną blachę, grubą na jakieś pół milimetra i tak w duszy gratuluję serdecznie skośnookim producentom, bo gar na pierwszy rzut oka oszukuje całkiem dobrym designem. Lis farbowany, stalowy, jakiś, nie garnek!

Ci, co się pośmiać mieli, pośmiali i zdegustowani brakiem rozlewu krwi ku kasom popędzili ospale, a ja stoję z garem w ręce i opukuję go ze wszystkich stron. Garnek, poza faktem, że przypomina garnek, z garnkiem wspólnego nic nie ma. To „coś” nie ma, zasadniczo, dna.

 

Doskonałe, szybkie i sprawne gotowanie w naczyniach belgijskiej marki Demeyere

 

Opowiem, jaki będzie scenariusz gotowania wigilijnego barszczu w takim garze. Dodanych do zupy kilka kropli soku z cytryny przeżre tę półmilimetrową blaszkę w 15 minut. Można będzie barszcz przez dno na talerze serwować – ot, taka nowa, fajna metoda.

Dno tego blaszanego wynalazku jest tak samo chude, jak i ścianki, co z założenia rozmija się z koncepcją stalowego garnka, który musi akumulować ciepło – a temu służą grube, kilkunastowarstwowe dna. Stalowe garnki znanych mi, a cenionych w świecie marek, typu Zwilling, czy Demeyere itp. mają dno grubości nawet do 2,5-3 cm (np. linia Atlantis, czy John Pawson). A sam garnek waży sporo – w efekcie na jeden mój stalowy garnek przypadałoby 12 garnków z marketu-hiper. Wagowo, rzecz jasna.

I tak z guzem na czole pomstuję, pisząc o anty-stalowych-garnkach, które są wytłaczane z blachy – arkusz chudej blachy walony jest bez litości przez prasę, która nadaje mu kształt gara. A co w tej blasze siedzi, lepiej nie wiedzieć! Problem w tym, całkiem już rzecz poważnie ujmując, że gotowana w takim garze-nie-garze zupa, czy inna potrawa, stoi niemal na samym palniku! W takim razie – podgrzewana tak intensywnie blacha, mająca kontakt z zupą i bezpośrednio z palnikiem, jest w stanie wydzielić pół układu okresowego pierwiastków, bo nie wierzę, że jest to blacha coś warta.

Problem w tym, ile czasu uda się taki pseudo-garnek używać. Tydzień, dwa, miesiąc? Zanim się wygnie, zdeformuje i poprzecieka? I natruje, ile tylko zdoła.

Dobrze byłoby wreszcie nasłać szwadron inkwizycyjny, który lotem dywanowym przeleci przez markety-hiper i pozbawi je anty-kuchennego-sprzętu, który truje, oszukuje pseudo-jakością, przy okazji pozwalając zarabiać marketom na nieświadomych klientach po kilkaset procent marży na jednym garze.

 

Jeśli życzą sobie Państwo przeczytać pozostałe teksty z teki Kuchennego Inkwizytora, zapraszamy TUTAJ

 

 

Krystian Wawrzyczek, Kuchenny Inkwizytor obiecujący sobie solennie, że kolejne gary w markecie-hiper ominie szerokim łukiem
Zdjęcia: Demeyere

www.prestizowakuchnia.pl

 

Szukaj nas tutaj:

 

 

                

Artykuły powiązane

Poproszę pół kilo patelni, czyli smażenie dla samobójców

Kuchenny Inkwizytor padł ofiarą własnej ciekawości. Zaglądając w koszyki kupujący w hipermarkecie, dowiedział się, na czym smażą rodacy. Oto historia o patelni-śmiertelni.

Kuchenne noże na drewnianej wystawie - pulpity magnetyczne

Przechowywanie doskonalej jakości noży często spędza sen z oczu miłośników dobrego ostrza. Co zrobić, by noże nie tępiły się w szufladzie? Osadzić je na pulpicie magnetycznym.

Odważyć się „zważyć smak” - waga kuchenna Bugatti

Z Bugatti nie ma spraw niemożliwych. Bugatti potrafi nawet zważyć smak, by potrawa trafiła w każde gusta. Niemożliwe? Czytaj o wadze Uma włoskiego producenta.

Jak kupować nóż na prezent i czy warto robić z tego tajemnicę?

Decyzja, by obdarować kogoś bliskiego, czy znajomego nożem może okazać się być bardzo nietrafna. Na co uważać, gdy decydujemy się na taki prezent, podpowie nasz artykuł.

Na babski rozum - jadalna powłoka nieprzywierająca

Inkwizytor Kuchenny ciągle walczy z gastronomicznymi paranojami. Tym razem przypadło mu w udziale zetrzeć się z potworem, któremu nadał imię „jadalnej powłoki nieprzywierającej”.

Porównanie luksusowych, stalowych patelni Demeyere

Belgijska marka Demeyere jest niekwestionowanym mistrzem tworzenia stalowych patelni. Ma w tym takie doświadczenie, że konkurencja zostaje daleko w tyle. Co wyróżnia patelnie Demeyere?
}